Zapewne część z Was widziała już ostatnie dzieło Zacka Snydera, czyli film science-fiction Rebel Moon. Plotka głosi, że pierwotnie miał to być film z rodziny Gwiezdnych Wojen, ale Disney odrzucił pomysł Snydera z uwagi na za dużą brutalność. To, czy tak rzeczywiście było, czy nie pozostaje sprawą drugorzędną. Nadrzędne pozostaje jednak to, że Rebel Moon, to zły film.
Dobra wiadomość jest taka, że taki niewypał, jak Rebel Moon może służyć nam za materiał do ćwiczeń storytellingowych! I w tym artykule takie ćwiczenie sobie zrobimy, próbując odpowiedzieć na pytanie:
Jak naprawić Rebel Moon?
Oczywiście, cały artykuł kieruję raczej do osób, które film już widziały. Znajdzie się tu trochę spojlerów, jak i odniesień do tego, co produkcja pokazała. Będę natomiast starał się opowiedzieć tę samą historię, co Zack Snyder, ale zmieniając to i owo w taki sposób, by całość była po prostu lepsza.
Zanim przejdziemy jednak do fabuły, ustalmy jedno: o czym jest ten film?
W wersji Snydera Rebel Moon jest o walce z opresją, z silniejszym od siebie, o stawaniu w obronie najsłabszego. Nie to, że jest to jakiś słaby temat, ale mam wrażenie, że widzowie i fani kina przerabiali go setki razy… w latach 50! Bo o tym były przecież najlepsze westerny! Mamy tych dobrych, mamy tych złych i jacyś brzydcy gdzieś się znajdą.
Żeby sprawy uczynić ciekawszymi, proponuję zmienić główny temat, ciężar opowieści. Niech to będzie historia o… odkupieniu win za grzechy z przeszłości.
Zaczynajmy!
Akt I: Wioska
Mój Rebel Moon zaczyna się podobnie jak oryginał. Mamy złe, galaktyczne imperium przypominające estetyką i zachowaniem Niemcy z IIWŚ. Mamy małą planetkę, a na niej kolonię ludzi, którzy uprawiają zboże…
NIE!
Nie uprawiają zboża, na miłość boską! W uniwersum, w którym loty statkami kosmicznymi przez wormhole są codziennością nie może być tak, że elementem skupiającym uwagę tych złych jest zboże! Owszem, fajnie jest, jeśli nasza mała wioska coś hoduje i produkuje, ale musi być to coś o większej wartości, niż zboże.
W mojej wersji, mieszkańcy wioski są tak naprawdę dawną, zapomnianą przez świat kolonią naukową, gdzie poprzednie pokolenia naukowców hodowały bliznorost. To roślina rosnąca tylko na wybranych planetach, bardzo wymagająca. Bliznorost pozwala na błyskawiczne gojenie się ran odniesionych w walce.
Istotne.
Zatem do wioski przybywa dreadnot ze złoczyńcą na pokładzie — Atticusem Noble. W odróżnieniu od oryginału, mój Atticus przypomina bardziej Adama Smashera z Cyberpunka. Jest wielki, potężny, wpółmaszynowy. Facet ma wszczepki i augmentacje, które powodują, że samo patrzenie na niego sprawia, że ludzie robią w gacie. To chodzący potwór, który raczej nie przypomina już człowieka.
Zły żąda od mieszkańców dostaw bliznorostu i przy okazji terroryzuje wioskę. Oddala się, zapowiadając powrót za 10 tygodni i zostawia na miejscu oddział żołnierzy.
Wojacy próbują podporządkować sobie mieszkańców, a sami siebie nazywają Chwałą Artelais, na cześć dawnej wojowniczki Imperium, która zaginęła w jednej z bitew razem ze swoim oddziałem specjalnym.
Oczywiście okazuje się, że Artelais wcale nie zaginęła, a ukrywa się w naszej wiosce pod imieniem Kora.
Gdy Kora widzi żołnierzy chcących zrobić krzywdę jednej z dziewczyn, nie wytrzymuje i atakuje ich, wyżynając wszystkich, ale i sama odnosząc ciężkie rany. Podczas walki, dowódca jednostki rozpoznaje w niej dawną bohaterkę. Leży zraniony pod ścianą szopy, czekając na ostateczny cios od swojej patronki:
— Ale… Ty jesteś Artelais! To ty, prawda? Dlaczego…? — wyrzuca z siebie słowa żołnierz. Krew napływa mu do ust.
— Kiedyś byłam taka, jak ty… — odpowiada Kora — Teraz siebie za to nienawidzę!
BAM!
Bohaterka wymierza ostateczny cios.
Podobnie jak w oryginale, jesteśmy teraz w momencie, gdy w wyniku działań Kory, wioska jest w niebezpieczeństwie. Kora musi udać się w podróż w poszukiwaniu pomocy. Chce zebrać swój dawny elitarny oddział wojowników, który zdezerterował z pola walki, okrywając się hańbą i dyshonorem. Kora opowiada o każdym z członków swojego zespołu jednemu z mieszkańców wioski, który jest lekarzem. Za pomocą maści z bliznorostu doktor leczy rany dziewczyny.
Kora i lekarz wyruszają w poszukiwaniu pomocy.
Akt II: zbieranie zespołu
Zaczynamy od sceny w kantynie, gdzie Kora i lekarz (Gunnar? Chyba miał na imię Gunnar) szukają przewoźnika, który podwiezie ich na inną planetę i w parę innych miejsc.
W odróżnieniu od oryginału rezygnujemy z głupiej sceny, gdzie jakiś mutant chce spędzić noc z Gunnarem i Kora musi bronić kolegi. Zamiast tego proponuję, by ten sam mutant zaoferował przewóz.
W momencie, gdy oferta jest prawie dogadana i cena usługi ustalona, Kora i mutant ściskają sobie ręce. Nagle, właściciel statku dostrzega na wierzchu prawej dłoni Kory charakterystyczny tatuaż z czaszką:
— Nekroblitz? — mówi zaskoczony — Dlaczego masz ten tatuaż?
— Nieistotne — zmieszana Kora ukrywa dłoń za plecami, wyłapując pytające spojrzenie Gunnara i unikając rozgniewanego wzroku właściciela statku.
— Byłem na Saaldorunie. Widziałem, co zrobiliście jego mieszkańcom! Tam mieszkał mój brat! — Mutant wali pięścią w stół.
— Słuchaj, zostawmy temat. To jakieś nieporozumienie. Możemy już lecieć?
Przewoźnik przygląda się Korze.
— Ja cię poznaję! Ty suko, poznaję cię!
Wyciąga pistolet i zaczyna się strzelanina. Przewoźnik wciąga w nią swoich pomagierów, którzy zamiast dopiero się pojawić na miejscu (jak w oryginale), już wcześniej byli w kantynie, gdzie odpoczywali pomiędzy lotami.
Kora wygrywa eliminując wszystkich. Ponownie zostaje ranna i ponownie Gunnar ją leczy. To wtedy przystępuje do nich inny przewoźnik - Kai, który interesuje się bliznorostem i mówi, że chętnie pomoże w czymkolwiek, na czym zależy bohaterom w zamian za trochę bliznorostu.
W ten sposób wydostają się z planety.
Dalej ekipa poszukuje poprzednich członków ekipy Kory z czasów, gdy służyła w szwadronie śmierci imperium.
Tarak był księciem na wspomnianym już wcześniej Saaldorunie. Księciem, który zdradził swój własny ród i zbratał się ze szwadronem śmierci Artelais. Dzięki niemu Szwadron mógł zgładzić w brutalny sposób całą rodzinę królewską tej planety. Tarak miał dzięki temu stać się nowym królem, którym inaczej by nie został w uwagi na odległość od tronu (był najmłodszym dzieckiem). Po tym jednak, jak zobaczył na własne oczy brutalność imperium, razem z pozostałymi członkami Szwadronu zdezerterował. Stara się odpokutować swoje winy jako niewolnik. Kora przekonuje go, że można lepiej odpłacić za swoje przewinienia i namawia do pomocy w obronie wioski. Tarak się godzi, ale bohaterowie muszą go uwolnić z rąk właściciela niewolników.
W odróżnieniu od oryginału w mojej wersji nie ma tego głupiego zakładu o ujeżdżanie gryfa. Zamiast tego zakład polega na polowaniu na żywy cel. Właściciel niewolników chce urządzić swoim pracownikom polowanie na Taraka. Jeśli ex-księciu uda się uciec z pola polowania, będzie wolny. Jeśli go zabiją… trudno. Film pokazuje scenę polowania. Tarak przegrywa początkowo, ale w końcu ucieka się do przemocy i teraz to on staje się łowcą, a poganiacze niewolników - zwierzyną. Główny właściciel chce zaoponować, ale Kora mówi, że to przecież zgodne z zasadami, że nie było mówione, że nie można tak robić. W końcu, Tarakowi udaje się zbiec, ale właściciel i tak chce go zabić. W ostatniej chwili Taraka ratuje Kora, zabijając właściciela niewolników. Mówi przy okazji one-liner, że nie taka była umowa :PNemezis była specjalistką od broni białej w Szwadronie Śmierci. To jej powierzano publiczne egzekucje. Po tym, jak musiała dokonać rzezi niewiniątek obcych na oczach ich matek, znienawidziła siebie (zupełnie tak, jak pozostali członkowie oddziału Kory). Od tamtej pory ukrywa się na różnych planetach, wymierzając sprawiedliwość tym, którzy krzywdzą nieletnich (taki motyw trochę jak z Roninem z Avengersów).
Kora werbuje ją do zespołu w momencie, gdy Nemezis jest w trakcie śledztwa. Oczywiście, dawna towarzyszka broni nie chce się mieszać w nie swoje sprawy. Wojowniczka mieczem poluje na człowieka, który katuje własne dzieci. Kora i ekipa patrzą na polowanie Nemezis i jej walkę z człowiekiem. Facet nie ma szans i Nemezis już ma wymierzyć ostateczny cios, gdy… Zza roku pomieszczenia wychodzą dzieci i łkając szepczą “tata?”. Nemezis się powstrzymuje i popada w płacz. Widzi, że jej samodzielne wymierzanie sprawiedliwości nie powoduje zwiększenia dobra w świecie. Kora wykorzystuje chwilę i namawia ją do dołączenia do sił obrony wioski. Nemezis się zgadza. Facet żyje, zostaje oddany policji, a jego dzieci nie muszą patrzeć na śmierć ojca, ale są zabrane przez służby opiekuńcze.Titus był dowódcą oddziału Kory. Gdy i do niego dotarły błędy przeszłości, zapił się prawie na śmierć, zarabiając na życie w nielegalnych walkach w półświatku na jakiejś zapomnianej planecie.
Kora przekonuje go do dołączenia do ruchu oporu po tym, jak przedstawia mu nazwisko złola z początku filmu, tego który nadleciał drednotem i sterroryzował wioskę. Atticus Noble (bo tak się facet nazywał) był człowiekiem, który wcześniej bezpośrednio wydawał rozkazy Titusowi. Jest dla niego uosobieniem zła imperium. Zapomniany generał zostaje przekonany, że warto dołączyć.Darrian Bloodaxe jest samozwańczym przywódcą sporej bandy “rebeliantów”, a tak naprawdę takich łobuziaków w stylu kosmicznego Robin Hooda, którym sam się stał. W zasadzie pasuje mu nowa rola lidera i Kora niełatwo może go namówić do pomocy.
Udaje się to dopiero przez jego żonę Devrę (w mojej wersji to żona, nie siostra), która wzywa go do zrobienia tego, co ważne. Bloodaxe godzi się dołączyć do sprawy razem ze swoimi ludźmi i sprzętem.
I bum! Mamy całą ekipę ludzi, z których każdy chce odkupić winy poprzedniego życia i przyłącza się do sprawy z wiadomego powodu, w przeciwieństwie do tego, co przedstawił oryginał Rebel Moon.
Akt III: walka w porcie
Podobnie jak w oryginale, tak i u mnie dochodzi do zdrady ze strony Kaia. W porcie ekipę przechwytuje Atticus i jego ludzie. Podobnież Kora prawie zostaje stracona na miejscu, ale… Nie przebiega to w taki sam sposób, jak w oryginale.
Zamiast tego, schwytana Kora ma zostać zgładzona w walce. Wygląda to tak, że Atticus, jako wzmocniona wszczepkami abominacja człowieka, wyzywa na pojedynek cały Szwadron Śmierci. Po kolei. Atticus widzi w tym chwałę. Możliwość pokonania żywych legend, które rzekomo “zaginęły” w akcji może dać mu nie tylko słąwę i splendor, ale i nieziemską satysfakcję.
Bo widzicie, mój Atticus nie boi się rebeliantów. On nie elimiuje zagrożenia z ich strony, bo de facto nie widzi w nich zagrożenia. On się nimi bawi.
Walczy najpierw z Titusem, potem Bloodaxem, Nemezis i Tarakiem. Wszystkich pokonuje, prawie uśmiercając. Na koniec walczy z samą Korą, która również przegrywa, widzi jednak że ciągła walka wykończyła nieco Atticusa. Mimo to, cyberczłowiek ciągle jest zbyt potężny, by go pokonać.
Gdy zły jest już pewien wygranej i szykuje się do zadania ostatecznych ciosów, pojawia się Gunnar ze swoim bliznorostem. I kogo leczy?
No oczywiście, nie Korę, która zajęta jest odciąganiem uwagi Atticusa. Gunnar leczy pozostałych członków dawnego szwadronu Necroblitz!
Niedawno pokonani towarzysze Kory wracają do walki. Zaczyna się siepanka w stylu jednego z finałów The Boys, gdzie kilka osób tłukło złą postać Stormfront. Atticus nie ma szans. Ledwo żywy błaga o litość. Kora jej mu nie daje. Wymierza ostateczny cios w mechaniczne serce przeciwnika i zrzuca go z klifu.
Akt IV: po walce
W mojej wersji mamy mnie więcej to samo, co w oryginale. Tyle tylko, że:
w drodze do wioski… A w zasadzie nie wioski tylko kolonii naukowej, bohaterowie rozmawiają o tym, że może to dołączenie do sił obronnych dla niewinnych naukowców to była dobra decyzja? Wszyscy czują zadowolenie i ulgę z powodu pokonania przeciwnika
Kai nie zginął. Zdrajca uciekł z pola bitwy i wystąpi w epilogu na zakończenie filmu
Bloodaxe nie zginął. On i jego ludzie masowo dołączają do zespołu Kory. W końcu, jego gang to taka mini armia
w scenie po napisach widzimy, jak oddziały sił imperium (czy tam jak się nazywa ten zły twór) łapią błąkającego się Kaia i biorą na przesłuchanie. Torturowany do granic możliwości opowiada o przebiegu bitwy i o tym, jak dzięki bliznorostowi odmieniły się losy potyczki. Źli naukowcy przeczesują teren i odnajdują trochę zagubionych roślin. Odnajdują też ciało Atticusa, które ponoć jest ledwo żywe (tryb awaryjny). W nieludzkich warunkach przypominających eksperymenty Frankensteina lub lab z Robocopa naukowcy imperium wykorzystują znalezione liście bliznorostu, by przywrócić Atticusa do życia. Tym razem większego, groźniejszego i bardzo wkurzonego…
Tyle! Jak widzicie, wcale nie zmieniałem wiele, a i tak mam nadzieję, że ta wersja jest ciut ciekawsza od historii oryginału, prawda? Bo to, czego moim zdaniem brakowało całości, to po pierwsze jakiś sens tych działań (czyli popularny filmowy McGuffin, którym w filmie jest… ehh… zboże… A u mnie bliznorost, magiczna roślinka, o którą warto się bić). Po drugie, elementem brakującym była jakaś głębia bohaterów. Nie mówię, by w blockbusterze robić z nich nie wiadomo jak przemyślanie postacie, ale myślę, że warto pokazać team bohaterów jako team ze wspólną historią, a nie zbiorowisko nieznajomych, którzy chyba tylko z nudów zaczynają nagle ze sobą kooperować.
Aha! Jest jeszcze wątek robota, który pamięta stare czasy nobliwego imperium. To był ciekawy wątek, szkoda że Snyder go nie pociągnął tylko zostawił na drugą część. Cóż, pożyjemy, zobaczymy co z tego będzie. Może być albo arcyciekawie albo…
Tak, czy inaczej - jak Wy zmodyfikowalibyście Rebel Moon, żeby był lepszym filmem? Zapraszam do poruszenia swojej storytellingowej wyobraźni i skilli :)))
A jeśli podobał się Wam ten wpis, zachęcam do wsparcia mojego pisania wirtualną kawką. Można to zrobić za pomocą BuyCoffeTo: https://buycoffee.to/opowiadaniascifi
A jeśli ktoś z Was chciałby poczytać coś więcej, to zapraszam do mojej analizy początku książki “Hyperion” Dana Simmonsa, która pokazuje jak dobrze napisać wstępny akapit do swojej opowieści :)