Jeśli czytaliście poprzednie moje posty, to nie będzie dla Was zaskoczeniem jeśli powiem, że uważam produkcje azjatyckie (zwłaszcza japońskie anime) za nowy trend w sposobie opowiadania historii i tworzenia fikcyjnych światów. Jest w japońskim opowiadaniu i przedstawianiu fikcji coś nowego, unikatowego i oryginalnego, co tak bardzo wyróżnia się na tle zachodniej fantastyki, tak mocno opanowanej przez dobrze nam znane sposoby opowiadania.
Dzisiaj chciałbym przybliżyć jeden z azjatyckich sposobów budowania struktury opowieści, który moim zdaniem jest FENOMENALNY jeśli chodzi o tworzenie czegoś unikatowego w fantastyce, a jednocześnie… jest to sposób bardzo trudny do opanowania (i mówię to z doświadczenia własnych prób). Chodzi o tytułowe kishōtenketsu.
Jak to wygląda w zachodnim stylu?
W historiach, które znamy i lubimy dostrzec można wiele zbieżnych sposobów budowania narracji. Najpopularniejszymi są Podróż Bohatera i struktura trzech aktów. Zacznijmy od tej drugiej.
Coś, co wałkowaliśmy w szkołach na języku polskim, gdy omawiana była Antygona i inne antyczne dzieła. Trzy akty: Wstęp, Rozwinięcie, Zakończenie sprawiają, że opowieść zbudowana w ten sposób, staje się niemal wypowiedzią. Podobnie budujemy zdania i wyrażamy opinie, więc naturalnym sposobem rozumienia opowieści i budowania ich jest coś w podobnym stylu:
We wstępie przedstawiamy sytuację, bohaterów, konflikt i stawkę. Tłumaczymy podstawy świata i zaczynamy przygodę.
W rozwinięciu dodajemy kolejne “argumenty” wypowiedzi, czyli części przygody. Może bohaterowie przeżywają jakieś przygody, dążą do czegoś, może poznajemy ich osobowości i relacje, może dzieje się coś jeszcze, co przygotowuje nas na podsumowanie, czyli…
Zakończenie, najmocniejszy punkt. To tutaj podsumowujemy wypowiedź tezą, finiszujemy historię morałem, pokazujemy niespodziewane zwroty akcji i odkrywamy “kto zabił”. Wszystkie karty na stół, to jest finał opowieści, tutaj emocje sięgają zenitu.
Gdybyśmy mieli pokazać wykres zaangażowania emocjonalnego odbiorcy takiej historii w czasie, to byłaby to stale rosnąca kreska, która zapewni nas, że najciekawsze rzeczy dzieją się na końcu, więc drogi czytelniku/widzu/graczu pozostań do końca!
Innym przykładem opowiadania w stylu zachodnim (chociaż można się kłócić, czy nie światowym, ale odłóżmy na bok rozważania akademickie) jest Podróż Bohatera/Monomit. Schemat opracowany przez Josepha Campbella na podstawie analizy mitów, podań i legend z całego świata dzieli historię na 17 etapów (12 w update’owanej wersji z 2007 roku). Wśród najważniejszych kroków w tej historii chronologicznie mamy: Wezwanie do przygody, Odmowę, Wyjście w nieznane, Drogę prób, Spotkanie z czarodziejką, Ostateczną próbę, Powrót do domu i etap Władcy Dwóch Światów.
Przykładowo, taki Władca Pierścieni, luźno ujmując, zaczyna się od Wezwania do działania, Odmowy i Wyjścia w nieznane (Frodo nie chce udać się z Pierścieniem poza Shire, ale w końcu ulega namowom Gandalfa i opuszcza znajome ziemie). Następnie mamy Drogę prób (uciekanie przed Nazgulami, wizytę u Elfów, Moria itd.), Spotkanie z czarodziejką (wizyta u Galadrieli), która obdarowuje wsparciem, Ostateczną próbę (wrzucenie Pierścienia do Góry Przeznaczenia), Powrót do domu i przekształcenie bohaterów we Władców Dwóch Światów (status quo zostało przywrócone, ale bohaterowie nie są już tymi samymi ludźmi, co kiedyś, dorośli i potrafią przetrwać zarówno w Shire, jak i na szlaku).
I nie zrozumcie mnie źle, te metody (jak i inne znane choćby z filmotwórstwa, takie jak Uratuj Kotka Blake’a Snydera) są jak najbardziej okej. Władca Pierścieni, Gwiezdne Wojny, czy inne kultowe dzieła fantastyki są genialnymi opowieściami bazującymi właśnie na tych zachodnich strukturach.
Ale…!
Jeśli macie wrażenie, że kolejny film jaki oglądacie, kolejna książka jaką czytacie dzieje się tak samo jak każda poprzednia, to może czas… by zainteresować się innymi sposobami narracji?
Kishōtenketsu
Azjatycka (tutaj w wersji japońskiej) metoda opowiadania historii znana jest też jako metoda tworzenia historii bez konfliktu. Nie oznacza to, że konflikt w tych historiach nie istnieje, ale że nie pełni on kluczowej roli. I szczerze, właśnie ten charakterystyczny element jest najtrudniejszy, przynajmniej dla mnie, przy tworzeniu opowieści metodą kishōtenketsu. Ale spokojnie, pokażemy sobie dzisiaj, jak teoretycznie to może wyglądać oraz opowiemy o pozostałych cechach charakterystycznych dla kishōtenketsu. A potem jest już tylko łatwiej.
Kishōtenketsu składa się z 4 aktów: Wstępu, Wprowadzenia, Odkrycia i Podsumowania.
Wstęp: zbliżony do tego, jak wygląda wstęp w zachodnich metodach. Przedstawiamy bohatera, jego świat, pokazujemy jego normalne życie. To “normalne” życie jest tutaj kluczowe dla zrozumienia sytuacji. Nie oznacza bowiem, że kishōtenketsu nadaje się tylko do opowiadania historii typu slice of life lub obyczajówek z prawdziwymi ludźmi w prawdziwym świecie. Nie, chodzi o to, by pokazać świat normalny dla bohatera. Jeśli np. bohaterem naszego opowiadania jest płatny zabójca, jego normalnością będą zlecenia. Jeżeli bohaterami będzie drużyna egzorcystów amatorów, ich normalnością będzie walka z demonami. Jeśli zaś za bohatera mamy astronautę rozbitka na bezludnej planecie, jego normalnością i codziennością będzie walka o przetrwanie.
Wprowadzenie: to tak naprawdę przedłużony wstęp. Mocno eksplorujemy tutaj psyche bohatera i wprowadzamy czytelnika w świat tego, z jakim bohaterem mamy do czynienia. Możemy poznać jego motywacje, backstory, jego obawy i nadzieje. Możemy dowiedzieć się jak reaguje na pokusy, zwycięstwa i porażki. Wprowadzenie dotyczy zatem głębszego wczucia się w postać lub postacie podczas gdy, wykonują one nadal tę samą, codzienną pracę!
Odkrycie: twist! Zwrot akcji! Najczęściej zrealizowany poprzez pokazanie innej perspektywy na sytuację codzienną. Bohater może być uwięziony na bezludnej planecie, ale w pewnym momencie okazuje się, że to tak naprawdę eksperyment społeczny, gdzie obserwują go ludzie z laboratorium. Grupa egzorcystów może nadal wyganiać demony, ale okazuje się że im częściej to robią, tym bardziej skracają swoje własne życie poprzez absorbcję czarnej magii. Płatny zabójca może nadal eliminować cele, ale przy jednym zleceniu może się okazać, że nie przynosi to skutków takich, jakie się spodziewał. W każdym z tych przypadków, bohaterowie muszą zmienić swój sposób działania, wyrwać się z codzienności, przekroczyć swoje dotychczasowe limity charakteru i osobowości, by wyjść cało z opresji.
Podsumowanie, to znów coś zbliżonego do zachodniego posłowia, czy epilogu. Pokazujemy pokłosie decyzji bohatera. Może jego decyzje na poprzednim etapie skutkowały czymś dobrym? Może jego codzienność nie jest już taka sama? Może coś zmieniło się na lepsze lub gorsze?
Przykłady
Jeden nie mój, a drugi mój.
Najlepszym przykładem filmowym ukazującym do bólu realizację kishōtenketsu w praktyce są filmy Makoto Shinkai, w tym jego najsłynniejsze dzieło: Your Name (Kimi no na wa).
Uwaga! Spojlery!
Film zaczynamy “codziennością bohaterów”, co nie oznacza takiej zwykłej codzienności. Dwójka głównych postaci zamienia się ciałami i w pierwszym oraz drugim akcie mamy piękne rozwinięcie tego, jak wygląda ich codzienność oraz jakimi postaciami są. Poznajemy ich relacje z innymi ludźmi, ich charakter i motywacje. W końcu, gdy docieramy do aktu 3, odkrywamy inną perspektywę na wydarzenia, któe do tej pory nam przedstawiono. Wszystko okazuje się być przesunięte w czasie, a relacja bohaterów wydaje się bezpowrotnie stracona. Dopiero ich reakcja na to odkrycie pozwala wyjść z impasu i przynajmniej częściowo rozwikłać pojawiający się przed nimi problem. Na koniec, film przeskakuje kilka lat, by pokazać zakończenie, które w naszym przypadku można nazwać prawdziwym epilogiem. Zapewne, gdyby Kimi no na wa realizował Marvel, całe ostatnie 20min filmu mogłoby być w napisach końcowych.
Koniec tych małych spojlerów.
Teraz przykład mój.
Starałem się wykorzystać kishōtenketsu w ostatnim moim opowiadaniu opublikowanym na kanale. Koniec końców, nie udało się tego zrobić w stu procentach, ale elementy narracyjne, które udało mi się wprowadzić i tak zrobiły swoje!
Opowiadanie “Ostatni Patriota”, to historia z początków postapokalipsy. To opowieść o czterech mężczyznach, którzy mają do wykonania ostatnią misję, od której zależą być może losy ludzkości. Tutaj niestety, nie udało mi się uniknąć konfliktu, bo misją jest polowanie na jeszcze innego człowieka… Ale dodanie do tego, znanego elementu, budowy historii z kishōtenketsu powoduje, że całość nie rozkręca się tak, jak mogłoby się wydawać. Przez dwa pierwsze akty poznajemy backstory czterech bohaterów, a gdy dochodzi do etapu Odkrycia i pokazania innej perspektywy na rzeczywistość, dostajemy chyba najlepszy twist, jaki do tej pory napisałem. :)
Serio, jestem z niego naprawdę dumny, bo dzięki metodzie budowania zwrotu akcji jako ukazania innej perspektywy, udało się stworzyć naprawdę tragiczną postać, której opowieść nie tylko prawdziwie zaskakuje, ale i w pewien sposób chwyta za serce.
A potem jest zakończenie, które u mnie akurat też nie do końca wyszło zgodnie z książką, ale to dlatego, że ostatnie opowiadania łączą się ze sobą i wpasowują w ogólną, większą historię, więc musiałem zakończyć trochę inaczej, niż w tradycyjnym kishōtenketsu.
Efekty
Ostatni Patriota to najpopularniejszy film z dotychczas opublikowanych przeze mnie na YT. Jestem zdania, że przynajmniej część tej roboty było użycie tego nowego sposobu opowiadania historii. Zamierzam nadal z niego korzystać, uczyć się go i przełamywać w sobie chęć i tentencję do trzymania się utartych rozwiązań, które wbiły się w moją podświadomość przez te wszystkie lata czytania i oglądania fantastyki.
Czy kishōtenketsu jest dla Was?
Najlepiej sprawdzić samemu. Spróbujcie metodę wdrożyć Waszego pisania opowiadań, scenariuszy sesji RPG, czy filmów. I dajcie znać, czy Wam podejdzie, czy nie. Mam nadzieję, że 4 akty kishōtenketsu okażą się przyjemnym zaskoczeniem i strzałem w dziesiątkę!
Przesłuchałem 10 minut Ostatniego Patrioty :) tak z ciekawości, bo mnie ten gatunek za bardzo nie jara, ale fajnie się słuchało. Jeśli chodzi o projektowanie fabuły, to mnie do tej pory przekonała jedna technika, choć nie znam jej nazwy. Chodzi o to, żeby plątać baśnie. Jest kilkanaście-dziesiąt, takich starych opowieści, które można przetasować, łączyć, przechodzić z jednej w drugą. Każda ma swoje cele i postaci, też można je modyfikować. No i oczywiście opatrzyć dowolnym gatunkiem.